Nauczanie online - zamieszanie terminologiczne

Maria Zając

Od momentu kiedy w Polsce pojawiło się nauczanie przez internet (czyli mniej więcej od początku bieżącego stulecia) zjawisku temu towarzyszyły spory terminologiczne. Określeniu e-learning sprzeciwiali się puryści językowi, zaś przeciw e-nauczaniu protestowali niektórzy pedagodzy twierdząc, że chodzi nie tylko o nauczanie, ale również o uczenie się. Z kolei termin e-edukacja spotykał się z krytyką tych, którzy uznają edukację za pojęcie szersze niż tylko nauczanie. Propozycja innego polskiego terminu: kształcenie na odległość oraz powiązanego z nim akronimu KNO spotkała się z częściową aprobatą w środowisku oświatowym, ale nie przyjęła się w świecie akademickim. 

 

I tak spór pozostał nierozstrzygnięty, wszyscy się jakoś przyzwyczailiśmy do tego braku konsensusu terminologicznego, aż niespodziewanie pojawił się Covid-19, a wraz z nim nowa rzeczywistość. Po przymusowym zamknięciu szkół i uczelni w wielu krajach świata zajęcia szkolne i akademickie przeniesiono do internetu, określając tę formę kształcenia terminem online learning (w Polsce nauczaniem online). Jednak szybko specjaliści zajmujący się edukacją zaczęli wskazywać, że nauczania przez internet, wprowadzonego z konieczności, praktycznie z dnia na dzień i w trakcie roku szkolnego/akademickiego nie można utożsamiać z kursami online, jakie powstają w wyniku wieloetapowego procesu, który obejmuje między innymi badanie potrzeb, definiowanie celów i struktury kursu, projektowanie interakcji oraz przygotowanie i udostępnianie treści. Z tego względu obecną formę edukacji częściej określa się terminem remote learning podkreślając, że jest to zazwyczaj (i najczęściej) przeniesienie w formule 1:1 nauczania ze szkolnej/uniwersyteckiej sali do przestrzeni internetu. 

 

Niestety w języku polskim wprowadzenie oddzielnego terminu określającego taką formę edukacji jest znacznie trudniejsze, gdyż tłumaczenie wspomnianego zwrotu prowadzi do "nauczania na odległość" lub "nauczania online", co tylko pogłębia istniejący zamęt terminologiczny. Jednak istotną kwestią jest nie tyle sama nazwa, lecz to jak rozumiane jest znaczenie danego terminu. Bardzo ważne jest uświadomienie sobie, że obecne rozwiązania mają wyłącznie charakter tymczasowy i że nie jest to rzeczywiste nauczanie online. Co więcej, niezbędne jest wyciagnięcie wniosków z obecnej sytuacji i przygotowanie polskich szkół, tudzież uczelni do przemyślanej i świadomie zaprojektowanej edukacji online. 

 

Optymiści twierdzą, że teraz gdy okazało się, że nauczanie „z wykorzystaniem środków komunikacji elektronicznej” jest nie tylko przydatne, ale i skuteczne, można oczekiwać intensywnego rozwoju tej formy kształcenia. Mniej optymistyczny scenariusz każe jednak przewidywać, że jeżeli nie nastąpi jakościowa zmiana w sposobie rozumienia i prowadzenia nauczania online to szybko pojawi się rozczarowanie i fala krytyki. Dlatego warto już teraz, mimo że priorytetem jest obecnie dokończenie roku szkolnego i akademickiego w warunkach narzuconych przez pandemię, zastanowić się jakie zmiany są potrzebne, by w przyszłości jak najlepiej wykorzystać potencjał internetu (rozumianego zarówno jako medium komunikacji jak i repozytorium informacji) aby kształcić młode pokolenia w sposób adekwatny do rzeczywistości kształtowanej przez to właśnie medium i powiązane z nim technologie.

 

W kolejnych postach postaram się szerzej rozwinąć ten temat. A dziś na zakończenie proponuję lekturę tekstu, którego autorem jest Tony Bates, znany i ceniony ekspert w obszarze nauczania online. Tekst nosi tytuł: What should we be doing about online learning when social distancing ends?

Data dodania: 1.05.2020

Maria Zając

Inne wpisy autora: