AAA

Coach - biznesowa guwernantka, życiowy guru i terapeuta w jednym

Grzegorz Myśliwiec

Wprowadzenie

Teza pierwsza - o tym, że ludzie są największym bogactwem firmy - stanowi już niemal truizm powtarzany przez przedstawicieli "miękkiej" ekonomii we wszystkich możliwych formach. Zaangażowane kadry to uznana przewaga biznesowa firmy - to pewnik. Myśl słuszna, ale przez elegancję nie wypomnę fascynatom kadrowej potęgi, który z rewolucjonistów upowszechnił ją jako pierwszy, bo mógłbym zburzyć misternie budowany entuzjazm. Teza druga dotyczy potrzeby edukacji permanentnej, potrzeby edukacji dorosłych, w odpowiedzi na kilkuletnie cykle odnawiania się wiedzy zawodowej, wyzwania osobiste i dążenie na szczyt - czyli kariera. I tu pojawia się bohater niniejszego felietonu - coach.

Coaching wziął się ze sportu profesjonalnego. Nie chcę pisać o boksie, więc może sięgnijmy do "białego" sportu. Klasyczny przykład to para dwóch fascynujących mężczyzn. Andy Roddick (rocznik 1982), obecnie najlepszy amerykański tenisista, liczba wygranych turniejów w singlu - 23 (w tym jeden tylko wielkoszlemowy). Dwa lata temu nastąpił wyraźny regres jego formy, a rekord świata w szybkości serwisu stanowił niewielką pociechę. Wówczas wkroczył Jimmy Connors (rocznik 1952) - bilans zwycięstw 105 (w tym 8 wielkoszlemowych). Robi wrażenie, prawda? W grze "Ajroda" czegoś brakowało, przyszedł kryzys, wypadł z czołówki, on sam i jego trener nie potrafili zidentyfikować owych hamulców pełnego rozkwitu talentu. Współpraca z "Jimbo" odmieniła młodego tenisistę, do siły i dynamiki dodał cierpliwość w wymianie i dokładność. Wzmocnił się mentalnie, poza kortem działa dużo na rzecz pomocy charytatywnej dla dzieci. Wrócił do czołówki, ale nie na szczyt, tam niepodzielnie panuje Król Roger.

To sport. Ale biznes zaimplementował ten typ pracy i powstał nowy zawód - guwernantka dla menedżerów - oj, przepraszam, coach.

Coaching zawodem czy biznesem?

Anonse reklamowe wywołują co najmniej zdziwienie, np. zarabianie przez rozmawianie, nowa ścieżka kariery dla ludzi, którzy lubią ludzi. Prawda, jakie przyjemne, ale to nie koniec. Mamy dla Ciebie intratną propozycję zawodową - zostań coachem. Zarobki w tej doskonale rozwijającej się branży są wysokie, a popyt rośnie w oczach. Możesz wykonywać swój nowy zawód po godzinach... Hola, hola, Mili Państwo, ta radosna twórczość odbywa się na żywym, delikatnym organizmie.

Coach - najlepiej młody i doświadczony, czyli po trzydziestce

Przepytałem dwóch praktykujących coachów (jeden z wykształceniem psychologicznym - Marcin, 12 lat praktyki, a drugi to aktor - Daniel, 8 lat praktyki). Czy młody człowiek może być coachem? Marcin (po trzydziestce) dyplomatycznie twierdził, że doświadczenie we wspieraniu innych bardzo pomaga w roli coacha. Daniela zaatakowałem właśnieza jego młody wygląd (wygląda na mniej niż ma, ale i tak ciut po trzydziestce) - czy nie jest to przeszkodą w pracy z klientami? Szybko odwrócił pytanie, prosząc mnie o cezurę lat, które dają podstawy do uprawiania tego zawodu - faktycznie, nie w latach problem. Można mieć długie doświadczenie, ale wąskie i mocno branżowe (ciągle te same typy ludzi i te same problemy). Można mieć doświadczenie w latach skromne, ale w treści bogate. Daniel potwierdził, że młody wygląd stanowi pewien problem w pierwszych minutach kontaktu z klientem, ale po kwadransie pada pytanie-zachwycenie: gdzie się pan tego nauczył? i już "idzie z górki" w kierunku meritum.

Coaching to subzawód psychologiczny?

Tym pytaniem zaatakowałem z kolei Marcina, bo wyczułem pewną wyższość psychologów nad resztą "kołczowego" towarzystwa. I tu zaskoczenie, Marcin zadowolił się stwierdzeniem, że potrzebna jest wiedza psychologiczna i pedagogiczna, ale niekoniecznie dyplom. Daniel z psychologii ma "tylko" podyplomówkę. Jim Connors jest pedagogicznym i trenerskim samoukiem..., ale za to jakim! Marcin ma dwa fakultety psychologiczny i pedagogiczny, czyli ideał, a Daniel to aktor, który swoją drogę trenerską zaczął od technik głosowych, by ukierunkować ją stopniowo na coaching. Słowem kluczem do coachingu jest rozwój klienta w kierunku przez niego oczekiwanym. Teoretycznie ten rozwój może wyzwolić każdy, ale "każdy" to tylko może śpiewać.

Rozstrzygnie rynek czy środowisko?

Środowisko dopiero się kształtuje, zakłada swoje organizacje, co naraża je na rajdy hochsztaplerów. W jednym z anonsów prasowych zachęcających do skorzystania z usług coacha znalazłem określenie "generator charyzmy". Proponuję autorom popracować nad pojęciem "generator rozsądku" czy "generator umiaru". Środowisko bioterapeutów prowadzi od wielu lat walkę o profesjonalizację, o oczyszczenie szeregów z wątpliwego autoramentu uzdrawiaczy i znachorów. Są w połowie drogi, podobnie jak i środowisko coachingu. Marcin mówi, że to "wolny zawód" i obowiązują pewne ogólne zasady jego wykonywania, a Daniel, że i tak "rynek zadecyduje". Ach ta niewidzialna ręka (rączka, pięść) rynku - tyle na niej spoczywa odpowiedzialności.

Grupowy czy indywidualny?

Anna Augustyn definiuje coaching jako proces wydobywania pełnego potencjału osoby i/lub organizacji. Przebiega on w postaci indywidualnych sesji, podczas których coach razem z klientem (podopiecznym, ang. coachee) szukają najlepszych rozwiązań problemów czy dylematów oraz umożliwiają klientowi rozwój pożądanych kompetencji, dostęp do nowych obszarów wiedzy, czy wreszcie wzrost samoświadomości1. Świetna definicja, ale nie podoba mi się to "i/lub" i nie dlatego, że przypomina osławione "i czasopisma", ale że zbyt łatwo przeskakuje z jednostki na grupę.

O "kołczowaniu" zespołowi Daniel mówi, że to wyższa szkoła jazdy, oczy i uszy 360°, zupełnie jak nazwa jednej z podstawowych technik analizy klienta. Marcin znowu dyplomatycznie stwierdza, że pracuje indywidualnie i wymownie się uśmiecha.

Treningi i szkolenia zostawmy grupom, a coaching niech dotyczy jednostek, ale nie uprzedzajmy puenty.

Rozwój zawodowy czy osobisty?

Jeszcze raz przywołam Annę Augustyn, która opisuje rodzaje coachingu, w tym life coaching który koncentruje się na planowaniu życia i osiąganiu celów osobistych; obejmuje także umiejętność organizowania równowagi pomiędzy życiem osobistym i zawodowym2.

Z pewnej liczby opisanych przypadków coachingu wynika, że coach to psycholog, który ma dużo do zrobienia z problemami psychicznymi klienta. Marcin uważa, że w fazie konsultacji należy zweryfikować zapotrzebowanie zgłoszone przez klienta, czy faktycznie nadaje się na coaching czy na terapię? Czyli klient musi być względnie stabilny psychicznie, żeby zająć się jego rozwojem zawodowym (głównie) i osobistym. Daniel twierdzi z kolei, że początek coachingu jest zawsze zawodowy, ale implikacje ze sferą osobistą bywają kluczowe dla rozwiązania problemu właściwej roli profesjonalnej klienta, że najpierw trzeba oczyścić sferę osobistą (jak przedpole na wojnie), by rozwiązać problemy zawodowe.

Oczywiście coach nie mówi klientowi, co ma konkretnie zrobić, ale naprowadza go na metodę kształtowania jego własnego rozwoju, w tym rozwiązywania konfliktów. Przykładowo, klient mówi: wiesz wydaje mi się, że właśnie dojrzałem do założenia rodziny, ale tu żona, dzieci.... Coach na to: ...więcej optymizmu, sklaryfikujmy cele, które stawiasz sobie w najbliższych 5 latach. To żart oczywiście.

Coaching - partnerska relacja czy zimny profesjonalizm?

Czy coach ma być autorytetem, osobą zbliżającą się emocjonalnie do klienta - trudna kwestia. Obaj rozmówcy odcinają się od mentorstwa, charyzmy i osobistego zaangażowania. Czują się profesjonalistami w "pomocy rozwojowej klienta", trochę jak lekarz, który patrzy na cierpienie chorego, ale jest emocjonalnie zamknięty w ochronnym kokonie, bo wie, że u niego trzeźwy umysł musi panować nad duchem.

Pora na wnioski.

  1. Jako wieloletni pedagog wielokroć śniłem o edukowaniu indywidualnym, bez harmidru tłumu i pośpiechu. Roddicka na to stać, żeby mieć wokół siebie sztab ludzi z coachem wielkiego formatu na czele. Inwestycja w dobrego coacha zwraca się podobno bardzo szybko;
  2. Coach się nie uczy, on wie. Wcześniej praktykuje jako asystent, trener, doradca, by zdobyć taką wiedzę i doświadczenie, które pozwolą mu rozwiązywać większość problemów rozwoju człowieka pracującego.
  3. Chyba musi być po trzydziestce, bo to bardzo delikatna materia... Można dużo pomóc i proporcjonalnie tyle samo zaszkodzić.
  4. Legenda coacha to nie klucz do sukcesu, ale potężny katalizator sukcesu. Można próbować ją zastąpić..., ale po co?
  5. Jakże często coachem amatorem jest nasz starszy przyjaciel, który nie uczy backhandu czy woleja, ale kiedy go zastosować.
I co takiego właściwie robi ten coach, że przydałby się każdemu z nas?

INFORMACJE O AUTORZE

GRZEGORZ MYŚLIWIEC
Autor jest pracownikiem Centrum Pedagogicznego SGH. Specjalizuje się w problematyce etyki i kultury pracy.

 

Przypisy

1 A. Augustyn, Coaching - turbodoładowanie dla pracownika, praca.gazeta.pl/gaz.... [24.01.2008].

2 Tamże.