AAA

Biznes Otwarty - recenzja Wikinomii

Piotr Bołtuć

Wprowadzenie

W pierwszej części niniejszego artykułu recenzyjnego1 przedstawiono zarys problematyki dotyczącej zmian w organizacji firmy, wynikający ze spadku kosztów transakcyjnych, związanego z rozwojem metod komunikacji elektronicznej. Stanowi on tło dyskusji nad zagadnieniami przedstawionymi w książce „Wikinomia”, omawianej w drugiej części opracowania. Na wstępie należy zaznaczyć, że publikacja ta poprzedzona jest doskonałym wstępem do polskiego wydania, autorstwa K. Rybińskiego, który w sposób bardzo kompetentny odnosi przedstawione w publikacji trendy do sytuacji w Polsce, uaktualnia niektóre kwestie (wstęp napisany został w marcu 2008 roku) oraz przedstawia dodatkowe przykłady obniżenia kosztów transakcyjnych, pochodzące z dziedziny bankowości2.

Horyzontalna struktura globalnych interakcji w erze Web 2.0

Horyzontalne modele współpracy pozwalają na współudział dużej liczby uczestników danego projektu i wykorzystanie ich kompetencji, co stanowi kluczową zaletę w gospodarce opartej na wiedzy. Web 2.0 powoduje redukcję kosztów transakcyjnych do poziomu znikomego, stanowiąc niemalże optymalną przestrzeń takiej współpracy.

Sytuacja ta ma zasadniczy wpływ na optymalną strukturę firmy. Uzasadnieniem tego, by zatrudniać na pełnych etatach znaczną liczbę pracowników był do niedawna fakt, że koszty transakcyjne (dotyczące koordynacji i wzajemniej komunikacji) były w takim wypadku znacznie niższe aniżeli praca z osobami z zewnątrz firmy. Jednak w przypadku znacznego obniżenia wydatków, powstałego dzięki nowym środkom komunikacji społecznej, a także w związku z faktem, że zatrudnianie najwyższej klasy ekspertów wewnątrz firmy jest coraz droższe, a nawet nierealne, sytuacja uległa radykalnej zmianie. Zważywszy na to, że w coraz większej liczbie sektorów gospodarki zespół wewnętrzny powinien sprawować tylko podstawowe funkcje organizacyjno-kontrolne, natomiast opłacalne jest delegowanie większości pracy podmiotom zewnętrznym (outsourcing). Chodzi tu zarówno o przenoszenie produkcji do regionów posiadających przewagę kosztową, jak również o powierzanie zadań koncepcyjnych specjalistom z jakiejś wąskiej dziedziny.

Jedną z form tego ostatniego procesu jest korzystanie z mechanizmu open access. Jest to sytuacja, w której udostępnia się w internecie relewantne dane biznesowe i zaprasza osoby z całego świata do przedstawienia propozycji rozwiązań. Fakty wskazują, że bardzo często prowadzi to do realizacji projektu przekraczającego możliwości jakiegokolwiek tradycyjnego zespołu badawczego. W ostatecznym rozrachunku autorzy rozwiązań albo wykonują swoją pracę za darmo, albo ich wynagrodzenie (oraz koszt oceny przedłożonych projektów) odpowiada niewielkiej części kosztów, jakie należałoby ponieść do uzyskania podobnych rezultatów w tradycyjnym systemie administrowania wiedzą. Powstaje pytanie, co motywuje ludzi do uczestnictwa w tego rodzaju projektach?

W procesie motywacyjnym pracownika wynagrodzenie stanowi tylko jeden z czynników, a w przypadku osób posiadających pewne minimum socjalno-bytowe nie jest warunkiem głównym. Ważniejsza jest satysfakcja z wykonywanej pracy, samorealizacja, czy też możliwość uzyskania uznania wspólnoty profesjonalnej. Otóż w przypadku obniżenia kosztów transakcyjnych (możliwego dzięki sieci internetowej) wiele osób jest gotowych traktować poważne projekty naukowe, programistyczne, działania społeczno-polityczne lub twórczo-kulturalne jako sferę na tyle bliską ich tożsamości, na tyle definiującą to, kim są albo kim chcą być, że są gotowe poświęcić się tym zajęciom - zazwyczaj z większym przekonaniem aniżeli pracy zarobkowej. Uczestnicy tego procesu, jak np. autorzy Wikipedii, czynią to na zasadzie samorealizacji, pasji lub oczekiwania akceptacji grupy osób, z którymi się identyfikują, a nie jedynie na zasadzie hobby. Powoduje to, że stają się w większości przewidywalnymi dostarczycielami produktów intelektualnych wysokiej jakości, z reguły pomimo braku kompensacji materialnej. O ile stopień identyfikacji pracownika z miejscem zatrudnienia stopniowo spadał w ostatnich dziesięcioleciach, o tyle pozostawiona w ten sposób przestrzeń emocjonalna znajduje ujście w sferze projektów rozwijanych w środowisku Web 2.0.

Opisane zagadnienia nie wydają się kontrowersyjne. Poniżej autor recenzji odnosi się do szczegółowej i nader radykalnej ich interpretacji w ciekawej pracy pt. Wikinomia. O globalnej współpracy, która zmienia wszystko. Książka inspiruje do refleksji, budzi jednak pewne kontrowersje.

Wiki-ideologia

Jesteśmy o krok od wprowadzenia nowego naukowego paradygmatu [...], nowa sieć na zawsze zmieni metody publikacji, zarządzania informacją i współpracy ponad granicami instytucjonalnymi stosowane przez naukowców. Ściany dzielące instytucje runą, a na ich miejscu powstaną otwarte struktury naukowe3 - taka wizja stanowi myśl przewodnią omawianej książki. Termin „wikinomia” opisuje system partnerski, który cechują głębokie zmiany w strukturze i trybie działania korporacji, przejawiające się we wprowadzeniu nowych zasad konkurencji, w tym: otwartości, partnerstwa, wspólnoty i działania w wymiarze globalnym4. Nie jest jednak jasne, w jakim sensie prezentowany (a nawet lansowany) w tej książce system jest jeszcze systemem gospodarki opartej na konkurencji, a na ile jest to podejście, które przecenia rolę motywacji nieekonomicznych dla stabilnego tworzenia wartości w długiej skali czasowej.

Zaczynając od ogólnej prezentacji przedstawionego przez Tapscotta i Williamsa paradygmatu przemian, autorzy mówią o ekonomii współpracy włączającej następujące modele:

  • open source i produkcja partnerska (np. Linux lub Wikipedia),
  • ideagory (rynki pomysłów i wynalazczości),
  • prosumenci (konsumenci będący współtwórcami produktu, funkcjonujący zwykle w ramach grup partnerskich),
  • nowi aleksandryjczycy (projekty stanowiące internetową składnicę wiedzy na wzór biblioteki aleksandryjskiej),
  • platformy uczestnictwa (np. Second Life, Alexia, pozwalające na funkcjonowanie wspólnot partnerskich),
  • globalne hale produkcyjne (dzięki informatyzacji logistycznej fizyczna własność lub lokalizacja środków produkcji jest mniej ważna niż jej organizacja),
  • nietradycyjne metody pracy (np. praca zdalna)5.
Ekonomia ta wymaga specjalnej elity decyzyjnej kierującej się zasadami otwartości, partnerstwa, skłonnej do dzielenia się zasobami i umiejącej funkcjonować w skali globalnej, a wreszcie - potrafiącej kierować strukturami o charakterze relatywnie horyzontalnym. Obecnie trwa współzawodnictwo pomiędzy elitami nowego i starego typu, gdzie te ostatnie czują się zagrożone procesem opisywanym w niniejszej książce6.

Wizję organizującą wyobraźnię w omawianej publikacji stanowi sytuacja zaistniała w kanadyjskiej firmie poszukującej złota - Goldcorp, która nie radząc sobie z analizą danych geologicznych i znalazłszy się na granicy bankructwa, posunęła się do rozwiązania dalece niekonwencjonalnego. Mianowicie odtajniła ona wieloletnie dane z badań geologicznych, umieściła je w sieci i poprosiła internautów z całego świata o pomoc przy ich analizie w celu wykrywcia surowca. W rezultacie dostała ona paręset istotnych wskazówek, włączających często doświadczenie z zaawansowanych działów matematyki, geologii organicznej oraz innych obszarów, niereprezentowanych przez zatrudnionych w firmie geologów. Dzięki tym analizom odkryto duże zasoby złota z kilku złóż, a firma zaczęła generować znaczne zyski. Don Tapscott i Anthony D. Williams próbują uogólnić przedstawiony scenariusz i zastosować go w głównych gałęziach gospodarki7. Powstaje pytanie, czy nie popełniają przy tym błędu nieuzasadnonej generalizacji.

Autorzy powołują się na sukces przedsięwzięć opartych na szerokiej współpracy, takich jak tworzenie Wikipedii. Słusznie zauważają, że obawy dotyczące jakości zamieszczanych w niej haseł są przesadzone, gdyż (w większości przypadków) ma ona wmontowane w swoją strukturę skuteczne mechanizmy porządkujące i skutecznie broni się przed niebezpieczeństwem rozmaitej dezinformacji8. Przy tak dużym projekcie wartość aktualnych haseł, niedostępnych gdzie indziej, rekompensuje z nawiązką pojawiające się niekiedy nieścisłości. Autorzy odwołują sie do dużej liczby innych projektów, tzw. Web 2.0, opartych na globalnej kooperacji - od ruchu open source w programowaniu, poprzez wyszukiwarkę Alexa firmy Amazon, aż do Human Genome Project łączącego uczonych z całego świata w tworzeniu mapy genetycznej człowieka. Wskazują oni przekonująco na istnienie trendu zmierzającego do współpracy umożliwionej dzięki zaawansowanemu korzystaniu z sieci.

Autorzy dostrzegają także ograniczenia tendencji do wykorzystania możliwości wynikłych z rozwoju technologii i praktyk Web 2.0, związane z prawem autorskim i patentowym. Wydaje się jednak, iż umniejszają oni znaczenie procesu zmierzającego w kierunku prywatyzacji wiedzy, a także rolę działalności biznesowej, nie w pełni widzą też ich rolę dla wzrostu ekonomicznego. Nie doceniają faktu (na który zresztą się powołują), że czerpanie korzyści biznesowych z tego rodzaju wspólnych, a zazwyczaj też wspólnotowych, przedsięwzięć jest nierzadko niemożliwe, zwykle zaś utrudnione. Autorzy przedstawiają model biznesowy, wedle którego powinno nastąpić przesunięcie obszaru konkurencji z próby zmonopolizowania systemów operacyjnych (a np. w naukach medycznych z opatentowania fragmentów genotypu ludzkiego) na „aplikacje, integrację i usługi” (tj. np. na aplikacje korzystające z tych systemów operacyjnych lub z wiedzy nt. genotypu dla potrzeb tworzenia lekarstw)9. Tego rodzaju rekomendacje sprawdzają się w pewnych obszarach zetknięcia wiedzy z biznesem. Autorzy podają przykład korzyści ekonomicznych płynących z użytkowania dróg publicznych, w przeciwieństwie do znikomych korzyści jakie płynęłyby z prywatyzacji małych odcinków szos. Natomiast tworzona przez wiele korporacji i organizacji mapa genetyczna człowieka pozwala na konkurencję w tworzeniu na jej podstawie konkretnych lekarstw. Z kolei Google, będąca największą wyszukiwarką internetową, czerpie zyski jako agencja ogłoszeniowa. Trzeba natomiast zauważyć, że propozycja autorów to tylko jedna z możliwych struktur biznesu, która jest niekorzystna np. dla producentów systemów operacyjnych. Takie ogólne, na poły filozoficzne, dywagacje autorów próbują w rzeczywistości zmarginalizować gospodarkę wolnokonkurencyjną do sfery ubocznej, a w zamian rozwijać świat wspólnoty elektronicznej (digital commons). Warto jednak pamiętać, że przerost sfer wspólnotowych prowadzi do tragedii dóbr wspólnych (the tragedy of the commons), polegającej na większej motywacji, aby te dobra wykorzystywać, niż je powielać lub o nie dbać. Teza o motywacji człowieka, mającej charakter nie tylko ekonomiczny, może się sprawdzać w niszowych sferach gospodarowania, natomiast zastosowanie jej do głównej struktury gospodarki jest błędem, popełnionym zresztą przez Marksa - nie uśmiecha nam się chyba powtórka tego, co zawsze wynika (bo wynikać musi) z tego rodzaju błędnej interpretacji struktury motywacyjnej. Autorzy namawiają do poszukiwania balansu między tym, co wspólne i nie generuje zysku, a tym, co prywatne i zysk generuje. Niestety, ale przy tego rodzaju, dość ogólnych, stwierdzeniach niezmiernie trudno o specyficzne określenie, gdzie się znajduje optymalna granica10. Odnoszą się oni także do pojęcia wspólnotowego rogu obfitości (cornucopia of the commons) D. Bricklina, opisującego mechanizm, w którym praca jednostek powoduje ilościowy i jakościowy wzrost zasobów dostępnych online, będących naturalnym produktem ubocznym używania ich przez osoby myślące o sobie11. Jednakże, jak wskazują badania z dziedziny kapitału społecznego, tego rodzaju pozytywne produkty uboczne (positive externalities) na dłuższą metę prowadzą do niedoborów (ze względu na to, że interes w ich używaniu jest celowy zaś w ich tworzeniu przygodny, a więc mniej stabilny).

W ten sposób „wikinomia” staje się po części ideologią zrzeszającą zwolenników otwartości internetu, treści naukowych, artystycznych i innych, postulującą radykalne osłabienie praw patentowych. Jest to propozycja kontrowersyjna, aczkolwiek ciekawa. Niestety wydaje się, że autorzy, zauważywszy określony trend, przeceniają jego wagę, mylą tendencje do wzrostu znaczenia pewnego ważnego ruchu (jednak w znacznej mierze niszowego) z generalnym trendem gospodarczym. Jakkolwiek nawoływanie do większej otwartości produkcji partnerskiej, włączającej aktywnych konsumetów (prosumentów) w proces tworzenia produktu i wykorzystania potencjału ludzkiego z całego świata (dostępnego dzięki sieci) jest podejściem słusznym i dalekowzrocznym, to wydaje się, iż teza o nadchodzącej „erze wikinomii” ma znaczenie zbyt ogólne, aby móc poddać ją dogłębnej analizie i - co ważniejsze - ocenie.

Książka ma charakter na poły publicystyczny, co zwiększa jej atrakcyjność dla czytelnika, ale nie pomaga w naukowej i merytorycznej ocenie zawartych w niej tez. Twierdzenia te poparte są licznymi przykładami, z których wiele jest niezwykle ciekawych, jednak rzadko wykraczają one poza wymiar pomocnych ilustracji, co jest niezbędne, by mogły osiągać wagę argumentów.

Wikinomia jest publikacją udaną i wartą polecenia szerokiej rzeszy czytelników, aczkolwiek wymagającą lektury z pewną dozą krytycyzmu. Ma też miejsce rzadka dotąd sytuacja, gdy dobra książka jest poprzedzona jeszcze lepszym wstępem, a co więcej - tekst przedmowy ukazuje się przed upływem dwóch miesięcy, zaś cała książka przed upływem dwóch lat od napisania12.