Książka elektroniczna - przyszłość czy codzienność? - relacja z konferencji

Karolina Pawlaczyk

W dniach 12-13 maja w ramach Warszawskich Targów Książki odbyła się konferencja poświęcona tematyce rozwijającego się coraz szybciej rynku publikacji elektronicznych i e-książek. O szansach, zarówno edukacyjnych, jak i biznesowych, jakie niesie ze sobą upowszechnianie się tego typu mediów, nieuchronnych przemianach w sposobie postrzegania książek, nowych modelach czytelnictwa, a także zagrożeniach oraz czynnikach utrudniających popularyzację e-booków w Polsce dyskutowali m.in. wydawcy, przedstawiciele firm informatycznych i internetowych, specjaliści tworzący książki elektroniczne oraz prawnicy.

Zagadnienia omawiane podczas konferencji podzielono na pięć bloków tematycznych. W ramach pierwszego z nich - E-książka w edukacji - zastanawiano się, jak digitalizacja treści dostępnych dotąd głównie w formie książek drukowanych może zmienić proces kształcenia, i przedstawiono dwa projekty edukacyjne opierające się na wykorzystaniu internetu oraz nowych technologii. Magdalena Biernat i Katarzyna Sawko z Fundacji Nowoczesna Polska mówiły o portalu Wolne lektury, bezpłatnie udostępniającym elektroniczne wersje (m.in. w formatach PDF, jako EPUB1, w standardzie DAISY dla osób o specjalnych potrzebach edukacyjnych, a także w formie książek do słuchania) utworów z szeroko pojętego kanonu lektur szkolnych, które przeszły już do domeny publicznej (po upływie 70 lat po śmierci autora wygasły co do nich autorskie prawa majątkowe). Teksty te przygotowywane są do publikacji przez doświadczonych redaktorów i nauczycieli, którzy opatrują je komentarzami i przypisami, korzystając przy tym ze wsparcia Biblioteki Narodowej i zasobów Cyfrowej Biblioteki Narodowej Polona. Z portalem Wolne lektury powiązany jest też szereg dalszych inicjatyw edukacyjnych - a więc przede wszystkim szkolenia dla nauczycieli, których celem jest popularyzacja wykorzystywania nowoczesnych technologii informacyjnych w kształceniu, oraz konkursy i warsztaty dla dzieci, mające zachęcić najmłodszych do obcowania z literaturą. Chcąc budzić pozytywne skojarzenia z lekturami, twórcy portalu odwołują się m.in. d'o kultury remiksu, w której dorastają dziś młodzi ludzie. Jej istotą jest przetwarzanie utworów, swobodne łączenie ich elementów oraz dodawanie nowych - i do tego właśnie, jak mówiły przedstawicielki Fundacji Nowoczesna Polska, zachęcani są czytelnicy Wolnych lektur poprzez warsztaty z DJ-ami czy udostępnianie narzędzi takich jak Leśmianator, który umożliwia układanie „wierszmiksów” z fragmentów poezji opublikowanych w portalu.

Drugim z zaprezentowanych projektów edukacyjnych był działający od marca 2011 roku portal Edustation. Cel tego przedsięwzięcia, jak mówił jeden z jego współtwórców, Dimitrij Żatuchin, jest przede wszystkim społeczny - chodzi o bezpłatne udostępnianie wiedzy i oswajanie z językiem obcym wszystkich, niezależnie od wieku i umiejętności. Serwis stanowi odpowiedź na potrzeby osób, które pragną poszerzać swe kompetencje językowe, ale z różnych względów (np. problemy z dojazdem na zajęcia i dostosowaniem ich planu do rozkładu innych obowiązków, wysokie ceny kursów, kłopoty z pokonaniem barier emocjonalnych w dużych grupach) jest to dla nich trudne. Edustation łączy w sobie cechy platformy e-learningowej i portalu społecznościowego - z jednej strony oferuje materiały edukacyjne, z drugiej strony umożliwia kontakt z innymi użytkownikami, a co za tym idzie - wspólną naukę (także poprzez konwersacje), która w przypadku języków obcych jest szczególnie ważna. Obecnie na Edustation znaleźć można ok. 1200 tekstów w języku angielskim, które powiązane są z filmami i zdjęciami, a także zintegrowane ze słownikiem, tworząc swego rodzaju „wirtualny podręcznik”. Zasób ten ciągle się powiększa, ponieważ użytkownicy mają możliwość uzupełniania istniejących materiałów dydaktycznych i dodawania nowych. Mogą też uczyć się wymowy, korzystać z „fiszek” pomagających w zapamiętywaniu słówek, rozwiązywać quizy, brać udział w konkursach, a ich postępy w nauce są monitorowane (system zezwala na przejście do kolejnych poziomów zaawansowania dopiero po zaliczeniu wcześniejszych, powstaje też ranking użytkowników osiągających najlepsze wyniki). Co istotne - nad jakością merytoryczną prezentowanych treści czuwają filologowie, którzy na bieżąco moderują aktywność uczących się. Jak wskazywał przedstawiciel portalu, zainteresowanie tego rodzaju „społecznościowym” uczeniem się i interaktywnym czytaniem tekstów w języku obcym jest duże - Edustation ma już około 6000 użytkowników, którzy regularnie korzystają ze zgromadzonych zasobów i poświęcają na to sporo czasu. Planowane jest więc dalsze rozwijanie projektu - udostępnienie materiałów do nauki języka polskiego, hiszpańskiego i niemieckiego, a także wprowadzenie aplikacji umożliwiających korzystanie z zasobów na urządzeniach mobilnych.

Drugi blok tematyczny konferencji dotyczył aspektów prawnych produkcji i dystrybucji książek elektronicznych, a także systemów ochrony plików zawierających e-booki. W referacie o zaskakującym tytule - Zostań kanibalem i zwyciężaj - przedstawiciele umożliwiającego zakup e-książek serwisu Bookoteka poruszyli zagadnienie ochrony e-książek przed sprzecznym z wolą wydawcy wykorzystaniem za pomocą systemów DRM (Digital Rights Management). Kwestia ta powracała później wielokrotnie w wystąpieniach i dyskusjach konferencyjnych, należy więc z pewnością do problemów, które w gronie osób zainteresowanych tematyką książek elektronicznych budzą obecnie najwięcej kontrowersji.

Systemy DRM - w Polsce przede wszystkim w wersji oferowanej przez Adobe - są najpowszechniej stosowanymi przez wydawców i dystrybutorów e-booków zabezpieczeniami plików. Zaufanie do tej technologii - jak wskazywali prelegenci z Bookoteki - budowane jest jednak na szeregu mitów: że DRM wyeliminuje problem piractwa na rynku wydawniczym, że piraci odbierają klientów firmom zajmującym się tworzeniem i sprzedawaniem e-książek, że zyski wydawców i dystrybutorów są wprost proporcjonalne do restrykcyjności systemów DRM oraz że papierowe książki nie są przedmiotem nielegalnego kopiowania i obrotu. Dyskutując w referacie z tymi tezami, przedstawiciele Bookoteki przekonywali, iż internetowi piraci i potencjalni klienci sklepów z e-książkami to właściwie dwie zupełnie odrębne grupy osób, bo kogoś, kto nie chce (i kto uważa, że nie musi) płacić za pobierane z sieci materiały i tak nic do nie skłoni do korzystania z oferowanych przez księgarnie usług. Tym bardziej, że dla wprawnych w obsłudze komputera zdjęcie zabezpieczeń DRM to kwestia sekund. W praktyce blokady uderzają więc najbardziej w tych, którzy legalnie kupują e-booki i nie chcą (bądź nie potrafią) uciekać się do „hakerskich” metod, aby obejść ograniczenia nałożone przez wydawcę lub dystrybutora. A jest ich bardzo wiele: DRM uniemożliwia często tworzenie zapasowych kopii plików, korzystanie z e-książek na dowolnie wybranych urządzeniach (niektóre z czytników i tabletów nie obsługują plików zabezpieczonych w systemie Adobe DRM) czy przekazywanie lub pożyczanie ich osobom bliskim, co byłoby przecież możliwe i zgodne z prawem w przypadku tradycyjnej książki. Czytanie chronionych przez DRM e-booków wymaga ponadto najczęściej instalowania dodatkowego oprogramowania i zapoznawania się ze skomplikowanymi instrukcjami, przeważnie niedostępnymi w języku polskim. W rezultacie DRM może nie tylko prowadzić do bezpodstawnego ograniczania praw konsumenta, ale także przynosić efekt odwrotny niż zamierzono - skłaniać zniechęconych komplikacjami czytelników do poszukiwania interesujących ich e-książek w miejscach, w których pozbawione są już zabezpieczeń (a zatem do piractwa) lub też do zakupu wersji papierowej poszukiwanej publikacji.

Wnioskiem podsumowującym wystąpienie przedstawicieli Bookoteki było stwierdzenie, że DRM w praktyce chroni istniejący model biznesowy rynku wydawniczego i spowalnia rozwój branży książek elektronicznych, gdy tymczasem odpowiednie wykorzystanie potencjału, jaki jest w niej ukryty, mogłoby przynieść wszystkim podmiotom rynku książki ogromne zyski. Należałoby zatem zachęcać do rezygnacji z restrykcyjnych zabezpieczeń na rzecz bardziej otwartych technologii ochrony - takich jak np. cyfrowe znaki wodne, które nie „utrudniają życia” czytelnikom i nie ograniczają im swobody dysponowania zakupionymi plikami, a mimo to mogą posłużyć do lokalizacji witryn i serwerów, na których nielegalnie udostępnia się e-książki. Byłoby to ze strony wydawców i dystrybutorów swego rodzaju „kanibalizm” - złagodzenie polityki ochrony zmusiłoby ich bowiem do wejścia na niepewny grunt i podjęcia ryzyka zmiany systemu działania. Z drugiej jednak strony (zilustrowano tę tezę przykładem wydawnictwa O'Reilly, które zrezygnowało z systemów DRM, a mimo to odniosło sukces komercyjny) ewentualne straty wynikające z owej „otwartości” zostałyby z pewnością zrównoważone dzięki temu, że rynek książek elektronicznych zyskałby wreszcie szansę na szybszy rozwój.

Spostrzeżenia przedstawicieli Bookoteki potwierdził też w ramach bloku tematycznego E-książka oczami użytkownika, wydawcy i dystrybutora Jan Rycher z firmy Fablo, oferującej nowoczesną wyszukiwarkę dla księgarni i sklepów internetowych. W konferencji wziął on udział, wcielając się w pierwszą rolę - użytkownika, i z tej perspektywy przedstawił problemy, z jakimi najczęściej wiąże się korzystanie z e-książek. Za najtrudniejszy z nich uznał właśnie zabezpieczenia DRM. Jak zauważył, czytelnik - choć płaci w księgarni internetowej za zakup e-booka (ceny są najczęściej nieznacznie niższe niż w przypadku drukowanej wersji książki) - w praktyce, jeśli jest on chroniony poprzez DRM, jedynie go wypożycza. Przy braku możliwości tworzenia zapasowych kopii plików nie ma bowiem żadnej pewności, że z nabytych materiałów będzie mógł korzystać przez wiele lat - np. gdy zmieni się technologia albo gdy kupi po prostu inne urządzenie służące do odczytu. W referacie wymienione zostały też inne trudności, z jakimi borykają się dziś e-czytelnicy w Polsce. Kłopoty sprawiają m.in. skomplikowane procedury zakupu e-booków w księgarniach internetowych (na przykładzie jednej z polskich księgarni można było zobaczyć, że pobranie z niej e-booka wymaga wykonania… szesnastu „prostych kroków”) i brak jednorodnej strategii sprzedaży, fakt, że niemal każdy ze sklepów stara się stworzyć własne aplikacje służące do korzystania z książek elektronicznych i nierzadko promuje też własne czytniki.

Głos w dyskusji o Digital Rights Management zabrali również przedstawiciele wydawców. We wspólnym referacie Danuta Górnicka ze Świata Książki, Marek Korczak z Wydawnictwa Czarna Owca i Małgorzata Rzepkowska z W.A.B. odpowiedzieli m.in. na pytanie, dlaczego oficyny, mając świadomość ograniczeń, jakie się z tym wiążą, decydują się na restrykcyjne zabezpieczenia DRM. Wskazywali oni, że dzieje się tak głównie ze względów prawnych - umowy licencyjne zobowiązują najczęściej wydawców do ochrony interesów autora przy pomocy wszelkich dostępnych środków technicznych. Rezygnacja z najszerzej rozpowszechnionego systemu wiąże się zatem dla wydawcy z ryzykiem zarzutów, że nie zachował on w tym względzie „należytej staranności”. Jako argument na rzecz „twardych” zabezpieczeń, które sprawiają, że czytelnicy e-booków nie mogą nimi dysponować w taki sam sposób jak książkami tradycyjnymi, przytoczono też bardzo prostą konstatację: egzemplarz papierowy można przekazać w jednym momencie tylko jednej osobie, egzemplarz elektroniczny - milionom.

Przedstawiciele wydawnictw poruszyli ponadto w swym wystąpieniu kwestię polityki cenowej dotyczącej sprzedaży e-booków. Odpierając często powtarzany obecnie zarzut, że e-booki są zbyt drogie, aby mogły stać się konkurencją dla wydań tradycyjnych, przekonywali, jak wiele błędów kryje się w postrzeganiu książek elektronicznych jako produktów, których stworzenie przynosi ogromne zyski, a prawie nic nie kosztuje. Jak wskazywali - sam proces „produkcyjny” e-książki wymaga rzeczywiście zdecydowanie mniejszych nakładów niż w przypadku książki tradycyjnej, jednak fundamentalną kwestię stanowią tu koszty zakupu licencji na wydanie w wersji elektronicznej, które są najczęściej dużo wyższe. Istotna jest ponadto stawka VAT: na e-booki sprzedawane przez internet - jako że w myśl obowiązujących przepisów ich dystrybucja jest usługą - obowiązuje podatek 23-procentowy. Wszystko to sprawia, że wydawcom - którzy wiedzą, iż ich publikacja w wersji papierowej sprzeda się w kilku, a może nawet kilkudziesięciu tysiącach egzemplarzy, natomiast wersję elektroniczną kupi najprawdopodobniej zaledwie kilkaset osób - nie opłaca się często inwestować w stworzenie e-booka, a tym bardziej oferować go w atrakcyjniejszej cenie. Powstaje zatem kolejna bariera utrudniająca rozwój rynku.

Interesujące wystąpienia, w których poszukiwano odpowiedzi na pytanie, czym właściwie jest książka elektroniczna i jak powinno się ją tworzyć, znalazły się również w bloku tematycznym E-book w praktyce. Adam Stach, specjalista w zakresie opracowywania publikacji elektronicznych z firmy Woblink, na przykładzie relacji podróżniczej Tomasza Michniewicza Samsara. Na drogach, których nie ma przedstawił ideę książki multimedialnej, w której z tekstem łączą się filmy, pokazy fotografii i dźwięki, nadające nowy wymiar opisywanym miejscom oraz wydarzeniom i przynoszące zupełnie odmienne niż dotychczas znane doświadczenia czytelnicze.

Natomiast Piotr Bolek, przedstawiciel internetowej księgarni eLib i firmy informatycznej 7bulls, a więc organizatorów konferencji, mówił o najpopularniejszych formatach, w jakich przygotowywane obecnie są książki elektroniczne, zastanawiając się jednocześnie, który z nich - PDF czy EPUB - w większym stopniu spełnia wymagania stawiane przed e-bookami. Jak wskazywał, wielu wydawców, a także czytelników, przyzwyczajonych jest wciąż do tego pierwszego formatu, od lat znanego i wykorzystywanego w tworzeniu książek drukowanych. Jednak PDF uzyskany w tradycyjnym procesie wydawniczym - choć pozornie umożliwia niemal natychmiastowe przeniesienie publikacji do świata cyfrowego - z wielu powodów nie może stać się pełnowartościową książką elektroniczną. Decydują o tym przede wszystkim ograniczenia związane z niezmienną strukturą dokumentu zapisanego jako PDF - stały podział na strony, niemożność zmiany wielkości czy kroju czcionki. Dokumenty takie wygodnie czyta się na dużych ekranach, jednak dla osób korzystających z urządzeń mobilnych - smartphone'ów czy czytników - są praktycznie bezużyteczne. Ponadto powstałe w wyniku przygotowywania książki do druku pliki PDF pozbawione są elementów hipertekstowych, umożliwiających szybkie „poruszanie się” po dokumencie czy wyszukiwanie wybranych informacji, a więc korzystanie z pełni „dobrodziejstw” świata cyfrowych treści. Aby rozwiązać te problemy i stworzyć prawdziwego e-booka, trzeba - jak wskazano w referacie - obudować tekst skomplikowaną interaktywną strukturą. Najlepiej przekształcić też go w EPUB, w którym ostateczny wygląd określany jest nie przez twórcę dokumentu w fazie przygotowania pliku, ale na etapie wyświetlania publikacji, co oznacza, że można ją wygodnie czytać na dowolnym urządzeniu, dostosowując układ strony do wielkości ekranu i potrzeb użytkownika.

Takie obudowywanie i przekształcanie przygotowanego do druku pliku PDF jest jednak niestety niezwykle żmudne i czasochłonne, to właściwie drugi proces wydawniczy, w którym w dodatku wiele już raz wykonanych czynności trzeba powtórzyć. Mówiąc o tym, prelegent zwrócił uwagę na istotny błąd popełniany obecnie przez znaczną część wydawnictw, które poprzez niewłaściwą organizację pracy nad publikacjami same siebie skazują się digitalizację tego, co już jest cyfrowe (w skrajnych przypadkach polega to nawet czasem na skanowaniu wydrukowanych plików PDF i digitalizacji ich poprzez OCR). Błędu tego - jak wskazywał - można uniknąć, wprowadzając istotne zmiany w modelu edycji i składu książek: przesuwając niektóre czynności (np. korektę) na wcześniejsze etapy i opierając proces wydawniczy na pracy w środowisku XML. Źródłowe pliki przygotowane w tej technologii można bowiem niemal automatycznie przekształcać w pliki o innych formatach, zgodnie z wymogami wszelkich urządzeń do prezentacji treści. Tworząc repozytoria XML, wydawnictwa będą mogły w jednym procesie, a nie jak dotychczas - w dwóch równoległych, przygotować zarówno książkę drukowaną, jak i pełnowartościową, wzbogaconą o dowolne interaktywne elementy publikację elektroniczną, ułatwi to im najprawdopodobniej również działanie w przyszłości, gdy pojawią się i rozpowszechnią inne, nieznane dziś formaty e-booków.

W programie konferencji znalazł się też blok tematyczny Dystrybucja i marketing. Zaprezentowano w nim kilka nowatorskich pomysłów, które mogą ułatwić wydawcom promocję i sprzedaż książek tradycyjnych oraz elektronicznych, wśród nich m.in. technologię Save-Up pozwalającą na bardzo szybkie odnajdywanie i zamawianie w sieci publikacji po wykonaniu fotografii ich okładki (może to być np. wykonane telefonem komórkowym zdjęcie billboardu z reklamą danej książki). Mówiono również o rozwiązaniach umożliwiających tzw. self-publishing, a więc publikowanie różnorodnych tekstów bez pośrednictwa wydawnictw, i przedstawiono narzędzie, dzięki któremu można samodzielnie przygotowywać czasopisma przeznaczone do czytania na tabletach (dostępne na portalu Spoti.pl). Ponadto można było zapoznać się z funkcjami nowoczesnych czytników e-booków i z ofertą firm (m.in. eLib, Legimi, iFormat) świadczących kompleksowe usługi związane z digitalizacją książek, tworzeniem e-booków, a także ich promocją i sprzedażą.

Z wystąpień, które odbyły się w ramach bloku dystrybucyjno-marketingowego, szczególne zainteresowanie wzbudziły jednak prezentacje Philippe'a Colombeta, przedstawiciela Google, oraz Mikołaja Małaczyńskiego, współzałożyciela firmy Legimi. Obaj mówili o coraz powszechniejszym w dobie mobilnego internetu, smartphone'ów i tabletów zjawisku „czytania w chmurze” i przedstawili prowadzone przez ich firmy portale umożliwiające zakup e-booków, a następnie korzystanie z nich w dowolnym czasie i za pośrednictwem dowolnego urządzenia. Zarówno Google eBookstore, jak i Legimi, sprzedając książki elektroniczne, oferują równocześnie możliwość zakładania kont, na których przechowywana jest cała „historia czytelnicza” użytkowników - informacje o tym, jakie e-booki kupili (lub pobrali - część książek udostępniana jest bezpłatnie), na której stronie zakończyli ich czytanie, jakie notatki i zakładki dodali. Dzięki temu można rozpocząć czytanie wybranej książki w domu na komputerze stacjonarnym, kontynuować je, nie tracąc efektów swojej wcześniejszej pracy, w autobusie na tablecie, a dokończyć w parku na czytniku e-booków. Kłopot w przypadku e-księgarni Google polega jednak na tym, że czytelnicy z Polski na razie nie mogą kupować w niej płatnych publikacji, mają dostęp jedynie do ograniczonej oferty tekstów, które można pobrać bez opłat. I wiele wskazuje na to, że sytuacja na razie się nie zmieni, a Google z oporami będzie wchodzić na polski rynek wydawniczy. Polscy wydawcy - co wyraźnie ujawniło się w tonie dyskusji - niechętnie współpracują bowiem z tą firmą, nie tylko ze względu na kontrowersje wokół projektu Google Books, ale także na fakt, iż eBookstore w celach promocyjnych chce udostępniać klientom darmowo 20 proc. tekstu oferowanej publikacji, co jest sprzeczne z typowymi umowami wydawniczymi podpisywanymi w Polsce.

Konferencja ujawniła niewątpliwie, jak wielki potencjał może kryć w sobie nowe wciąż dla wielu medium - książka elektroniczna, pokazała jednak równocześnie, że z upowszechnianiem się e-booków wiąże się nadal wiele problemów, które zapewne jeszcze długo nie zostaną rozwiązane. Zalety wielu cyfrowych publikacji - choćby fakt, że korzystanie z nich nie wymaga przenoszenia z miejsca na miejsce grubych tomów, multimedialność czy hipertekstowość - są bezsprzeczne. I oczywiste jest również, że coraz więcej osób, zwłaszcza młodych, wychowanych w świecie internetu, będzie chciało po te „wartości dodane” sięgać. W wystąpieniach konferencyjnych wielokrotnie powoływano się na raporty dotyczące Stanów Zjednoczonych, które wskazują, że wartość rynku e-booków wzrastała tam w ciągu ostatnich ośmiu lat z roku na rok średnio o 80 proc., a w roku 2009 sprzedaż książek elektronicznych miała już 9-procentowy udział w sprzedaży książek ogółem - jej wartość wyniosła 313 mln dolarów. W Polsce brakuje dokładnych danych na ten temat, szacuje się jednak, że e-booki stanowią ułamek procenta sprzedawanych w naszym kraju książek, a wartość rynku w bieżącym roku może wynieść 11-12 milionów złotych2. Jest to więc, mimo tendencji wzrostowych, nadal bardzo niewiele - książka elektroniczna w Polsce nie stanowi jeszcze na pewno elementu codzienności.

Żeby nim się stała, trzeba wypracować rozwiązania łagodzące konflikt interesów, który tak często był przedmiotem dyskusji na konferencji (amerykański model Amazon jest tu pewnym wzorcem, choć jego sukcesu nie udało się jak dotąd powtórzyć na żadnym z europejskich rynków), i pokonać wiele barier - zarówno po stronie czytelników, jak i wydawców. Ci pierwsi, choć przyzwyczajeni są do traktowania internetu jako źródła bezpłatnych informacji i tekstów, muszą przekonać się, że e-booki to nie „gorsze”, ale pełnowartościowe, a czasem nawet dużo bogatsze książki, na które warto wydawać pieniądze. Ci drudzy muszą zacząć stopniowo rewidować swoje myślenie o procesach wydawniczych i otworzyć się na nowe modele biznesowe, dostrzegając korzyści, jakie może przynieść odważniejsze wejście na rynek e-książek, szczególnie w niektórych dziedzinach - np. publikacji naukowych i specjalistycznych. Na razie mamy w Polsce do czynienia z „błędnym kołem” - ponieważ oferta e-bookowych tytułów nie jest zbyt szeroka, rzadko kto decyduje się też na wydanie kilkuset złotych na czytnik, na którym najwygodniej korzysta się z elektronicznych publikacji, a skoro nie ma zbyt wielu użytkowników takich urządzeń, wydawcom nie bardzo opłaca się poszerzać oferty.

Można oczywiście zadać pytanie, czy najistotniejsza przyczyna opóźnień w rozwoju rynku książek elektronicznych w Polsce nie leży zupełnie gdzie indziej, czy problem rzeczywiście stanowią dyskutowane na konferencji trudności z ochroną plików, wysokie koszty licencji i błędy w organizacji procesu wydawniczego, czy też po prostu fakt, że Polacy nie czytają i nie kupują książek - w żadnej formie? Statystyki dotyczące czytelnictwa są przecież bardzo niepokojące - opublikowane kilka miesięcy temu wyniki badań przeprowadzonych przez Bibliotekę Narodową pokazują, że 56 proc. wszystkich ankietowanych i 20 proc. respondentów z wyższym wykształceniem nie przeczytało ani nie przejrzało w 2010 roku żadnej książki3. Gdy przywołano te dane w dyskusji panelowej podsumowującej konferencję, pojawiły się jednak głosy, że choć Polacy nie czytają książek, w istocie - mając codzienny kontakt z nowymi mediami - czytają dużo więcej różnorodnych tekstów niż kiedykolwiek. Być może więc nowoczesne e-booki - multimedialne i atrakcyjne w formie - jeśli dostęp do nich stanie się łatwiejszy, okażą się doskonałą odpowiedzią na potrzeby osób niepotrafiących się rozstać z komputerem i telefonem komórkowym, a co za tym idzie - przyniosą nadzieje na poprawę wspomnianych statystyk? To oczywiście pytanie otwarte. Nie ulega jednak wątpliwości, że już dziś powszechnie funkcjonuje zupełnie inny model odbioru kultury - w tym także książek - niż kilka lat temu. I można oczywiście postrzegać te zmiany jako negatywne, niepokoić się, że zanika umiejętność czytania i interpretowania w całości dłuższych tekstów, że czytelnicy przekształcają się w „łowców prezentacji”. Nie zmienia to jednak faktu, że są to procesy nieodwracalne, a odpowiednie wykorzystanie nowych mediów, w tym także książek elektronicznych, mimo wszystko może dać szansę uczestniczenia w kulturze szerszemu niż kiedykolwiek gronu osób.

Komentarze

Nie ma jeszcze komentarzy do tego artykułu.

dodaj komentarz dodaj komentarz

Przypisy

1 EPUB nie jest określonym formatem pliku, ale pakietem ZIP, w którym znajduje się książka. Zawiera standardowy zestaw metainformacji (np. nazwisko autora, tytuł i język publikacji, numer ISBN). Treść zapisana jest w języku XML, a sposób prezentacji określają szablony CSS. Por. R. Kostka, Czym jest, a czym nie jest książka elektroniczna, „Biblioteka Analiz. Dwutygodnik o rynku wydawniczo-księgarskim”, wydanie specjalne, 11 maja 2011, s. 4.

2 Por. M. Lemańska, Polski rynek książki dopiero się rozkręci, www.rp.pl/artykul/6.... [09.06.2011].

3 Por. Z czytelnictwem nadal źle - raport z badań Biblioteki Narodowej, www.bn.org.pl/aktua.... [09.06.2011].